Rumors

Obecnie trwa mała reorganizacja bloga.

Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



Obserwatorzy

sobota, 28 listopada 2015

Chapter 3

 Part 1: Hanyou Inuyasha.

Dryfowałam w gęstym mroku, który z czasem zaczął się rozrzedzać i blaknąć. Obudziłam się z krzykiem. Byłam w jakimś obcym miejscu. Leżałam przykryta ciepłym, puszystym futrem. Najwyraźniej ktoś mnie znalazł i opatrzył rany. Zerwałam się na równe nogi, uświadamiając sobie, że nie mam swojego paska z fiolkami. Na szczęście leżał tuż obok, na podłodze. Odetchnęłam z ulgą, ale wtedy usłyszałam kroki. Chwyciłam swój sztylet gotowa do obrony.
-Spokojnie moje dziecko. Możesz odłożyć broń.
I zza rogu wyłoniła się starsza kobieta, z opaską na oku, ubrana w strój miko.
-Skąd...?
-Trochę już żyję na tym świecie - zaśmiała się. - Jak się czujesz?
-Dobrze, dziękuję.
-Jestem Kaede, miko - oznajmiła i spytała - A jak ciebie zwą?
-Morthisa z klanu Ise.
-A więc łowczyni. Tak podejrzewałam. Mój podopieczny znalazł cię niedaleko stąd, nieopodal zaś leżał ogromny szkielet. To twoja sprawka?
Przez chwilę przyszło mi do głowy, żeby skłamać. Tutejsi mieszkańcy przyjęliby mnie wtedy z radością i nigdy więcej nie musiałabym się o nic martwić. Już gotowa byłam przytaknąć, ale ugryzłam się w język.
-Nie - oznajmiłam. - Ale widziałam jak zginął.
-Więc kto zadał ci tak paskudne rany?
-Jego syn, Sesshomaru.
-Sesshomaru - powtórzyła Kaede. - Chcesz powiedzieć, że ten szkielet należy do ojca Sesshomaru, Inu no taisho?
-Tak. Sam Sesshomaru potwierdził ten fakt.
-To niemożliwe.
-Sama widziałam, jak walczył z ogromnym wężem... I przegrał.
-Mam bardzo złe przeczucie w związku z tym - stwierdziła. - Muszę porozmawiać z Kagome i Inuyashą. Zostań tu i odpoczywaj, dopóki twoje rany się nie zagoją.
-Dziękuję.
-Ktoś za chwilę przyniesie ci coś do jedzenia. Pewnie jesteś głodna.
Głos Kaede był łagodny i przyjazny. Działał naprawdę kojąco. Toteż pokornie położyłam się do łóżka. Nie było mi jednak dane zbyt długo odpoczywać. Z ogromną prędkością zbliżał się jakiś youkai. Zanim wpadł do pomieszczenia, zdążyłam przynajmniej złapać swój sztylet.
-To ty jesteś tym łowcą? - spytał, a ja pokiwałam głową.
-Inuyasha! - krzyknęła za nim Kaede i weszła do pomieszczenia wraz z z jakąś dziewczyną, również w stroju miko.
-Siad! - krzyknęła tamta, a youkai został dosłownie wgnieciony w podłogę. - Rany... Inuyasha... Miałeś się zachowywać.
-Możesz schować sztylet - zaśmiała się Kaede. - Inuyasha może jest nieokrzesany, ale nie zrobi ci krzywdy. To oswojony hanyou. Mieszka tutaj.
-Hanyou? - powtórzyłam.
-Khe! Co się tak dziwisz? - prychnął. - Sama też cuchniesz youkai.
-Nie porównuj mnie do siebie.
-Siad - mruknęła młoda miko. - Witaj, Morthiso, jestem Kagome.
-Cześć...
-Nie przejmuj się Inuyashą. Dąsa się po prostu...
-Widziałaś śmierć mojego ojca, tak? - spytał.
-Tak.
-Co za drań...
-Nie mam pojęcia. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim youkai. Wielki wąż... - powiedziałam. - Czekaj... Jeśli to był twój ojciec... Jesteś bratem Sesshomaru? W ogóle nie jesteście podobni. Tylko te uszy...
-Nie przypominaj mi o tym dupku.
-Mieli różne matki - wyjaśniła Kagome. - I nie przepadają za sobą.
-A ty? Jak wyjaśnisz to, że czuć od ciebie youkai?
-Jestem łowcą, oczywiście, że czujesz ode mnie youkai.
-Coś kręcisz...
-Inuyasha, daj jej spokój.
-Jesteś zbyt miękka, Kagome. Ona na pewno coś ukrywa.
-Co może wiedzieć jakiś hanyou - syknęłam.
Działał mi na nerwy ten cały Inuyasha. Był strasznie ciekawski i to było w tym najgorsze. Wiedziałam jednak, że nawet jako hanyou, mając tak potężnego ojca, musiał być bardzo silny. Dlatego ciężko było mi uwierzyć, ze tak spokojnie żyje sobie wśród ludzi. Może w rzeczywistości ich terroryzował? Chociaż wyglądało na to, że Kagome miała na nad nim jakąś władzę. Naszyjnik stanowczo nie był zwykły, ale jak żyję nie spotkałam się jeszcze z taką techniką, a chętnie bym się jej nauczyła. Mogłaby się kiedyś przydać.


Part 2: Scar from the past.

Gdy się obudziłam, Ivrel już nie było. Zawsze się gdzieś szlajała. Chociaż chyba mówiła coś o spotkaniu z kuzynem. Trzymała go ode mnie z daleka, bo nie przypadliśmy sobie zbytnio do gustu. Naprawdę nie mogłam skubańca zdzierżyć.
Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam na Hiyori, która krzątała się po jaskini. Uśmiechnęłam się do niej i przeniosłam wzrok na niego, bo nie nadałyśmy mu jeszcze imienia. Czasami mówiłyśmy na niego "czerwony", bo taki właśnie był. Niezbyt kreatywnie, ale co zrobić. Miałyśmy deficyt pomysłów, a on miał się dobrze, niezależnie od tego jak go nazywałyśmy. Smacznie spał, strzeżony przez moją barierę.
Wreszcie wstałam i wyszłam z jaskini, po czym zeszłam w dół doliny i ruszyłam wzdłuż brzegu rzeki. Dotarłam tak do rozlewiska, gdzie woda była nieco płytsza, a nurt bardziej spokojny. Okolica za to iście urocza. Powoli rozsznurowałam i ściągnąwszy kimono, położyłam je na pobliskim kamieniu. Najpierw pomoczyłam chwilę stopy i gdy przyzwyczaiłam się już do chłodnej wody, weszłam głębiej, aż zanurzyłam się cała. Popłynęłam na środek jeziora i zanurkowałam. Stanęłam oko w oko z jakąś rybą i trąciłam ją lekko palcem, a ona uciekła w popłochu.
Wynurzyłam się, kiedy już zabrakło mi powietrza i dopłynęłam z powrotem na brzeg, po czym wyszłam z wody. Słońce grzało przyjemnie od samego rana, więc nie było mi zimno.
-Fiu, fiu! - usłyszałam.
-Akura-oh, przyszedłeś mnie podglądać? - spytałam.
-Nie jest to zbyt trudne zadanie - odparł, wychodząc z ukrycia.
-Przecież wiem, że schowałeś moje kimono.
-Mylisz się, to nie ja.
-Jaaaasne.
-No tak.
-Myślałeś, że się zawstydzę? - spytałam beznamiętnie. - Muszę cię rozczarować, jeśli myślisz, że bez ubrań nie odważę się wrócić do jaskini. To tylko ciało, zwykła powłoka.
-Naprawdę tak wrócisz? - zdziwił się Akura.
-Oczywiście. A co innego mam zrobić? Nie umiem wyczarować nowych ubrań - mruknęłam i już zamierzałam odejść.
-Trzymaj - powiedział i rzucił mi kimono. - Ale to naprawdę nie byłem ja. Jakaś mała zielona gnida z drewnianą laską próbowała to zabrać. Zwiał mi cholera.
-No proszę, proszę. Jak miło z twojej strony, że bronisz ubrań niewiasty.
-A żebyś wiedziała.
-No?
-Co "no"?
-Przecież widzę, że chcesz o coś spytać - zauważyłam spokojnie. - Nie krępuj się.
-Skąd masz na plecach tą bliznę.
-To? Każdy youkai ma jakąś bliznę.
-Oczywiście, ale nasze ciała szybciej i łatwiej się leczą. Potrzeba naprawdę poważnych obrażeń, żeby została komuś taka blizna.
-Przeszłość nie ma znaczenia - oznajmiłam.- To stara i bardzo nudna historia.
-A to co trzymasz w jaskini? Co to ma znaczyć?
-Chodzi ci o niego? Znalazłam go rok temu, był ledwo żywy. Wciąż oddycha, jego rany się wyleczyły, ale jest w śpiączce.
-Po co to robisz? - zdziwił się Akura.
-A czemu nie? - odparłam z uśmiechem.
-To nie jest uciążliwe? To przygarnianie przybłęd?
-A jaki sens ma zawsze zabijać? Tak jest... Ciekawiej.


Part 3: Story of two wolfs and a cat.

Gdy wychodziłam Trrris jeszcze smacznie spała. Nieźle się wczoraj wkurzyła, a jak powszechnie wiadomo, złość piękności szkodzi i pochłania wiele enerrrgii. Zrrresztą miałam się jeszcze spotkać z Kougą i nie śmiałabym zabrać jej ze sobą. Naprrrawdę za sobą nie przepadali.
W wszystko zaczęło się dawno, dawno temu, gdy wszyscy byliśmy jeszcze dziećmi. Ja i Kouga mieszkaliśmy kilka dni drrrogi od siebie i chociaż nie uwielbialiśmy się może za bardzo, jako najmłodsi z obu klanów często bawiliśmy się rrrazem. Walczyliśmy i grrryźliśmy, gwoli ścisłości. Znikaliśmy na całe tygodnie, ale byliśmy przecież youkai, więc nikogo to specjalnie nie dziwiło.
To wszystko stało się pewnego felerrrnego dnia. Pogoda była wtedy piękna i słoneczna, a mimo to czuliśmy wiszące w powietrzu zło. Tknięci przeczuciem, wilczym instynktem wrrróciliśmy do jaskini Kougi, bo była najbliżej. To, co zastaliśmy przerrrosło nasze oczekiwania, czy rrraczej obawy. Cały klan wymorrrdowany. Nie było nawet, co zbierrrać. Po naszych krrrewnych została jedynie ogromna plama krrrwi. Rzuciliśmy się, więc do biegu, by jak najszybciej dotrzeć do mojego domu, ale też było już za późno.
Zrrresztą, nawet gdybyśmy dotarrrli na czas, jedyne, co by nas czekało, to śmierrrć. Jeśli ktoś lub coś było wstanie zabić całą watahę, to, co mogła zrobić dwójka dzieci. Ale wtedy tego nie rrrozumieliśmy.
Kouga uparrrł się, że to sprrrawka konkurrrującego z nami klanu kocich youkai i poszedł ich szukać. Tak, jakby mógł cokolwiek zdziałać. Też byłam wściekła i rrrozżalona. Miałam ochotę rrroznieść wszystko, zniszczyć, nie zostawiając nic, ale nawet ja miałam tyle pieprzonego rrrozsądku, żeby wiedzieć, co najważniejsze. Zajęłam się pochówkiem swojej watahy, przynajmniej symbolicznym, a potem to samo zrrrobiłam w imieniu Kougi.
On tymczasem znalazł Trrris. Jedynego kociego youkai w okolicy. Mieszkała w jaskini, w tej, w której terrraz obie rrrezydujemy. Piękna okolica i samotna dziewczyna. Ale to nie jakieś durrrne love storrry. Kouga nie tylko nie zakochał się  w Trrris, a nawet sądził, że to ona wszystkich zabiła.
Terrraz, kiedy o tym myślę, to głupie, ale wtedy oboje byliśmy zrrrozpaczeni po utracie bliskich. Młodzi i głupi. Co zrrrobić? No, więc Kouga znalazł Trris i oczywiście wyzwał na pojedynek. Nie miał wtedy jeszcze odłamków shikon no tama, był słaby, a ona miała już te irrrytującą moc. No i wygrrrała.
Kouga wrócił do mnie z podkulonym ogonem i wieścią o potężnym youkai, którrry zabił nasze watahy. Poszłam sama zrrrobić tam porządek. Rrrrozgorrryczona, zaślepiona gniewem zaatakowałam Trrris. Walczyłyśmy przez dwa dni i dwie noce. W tym czasie przekonałam się, jaką przerrrażającą ma zdolność, ale nie poddawałam się. Miotałam się się w mrrroku, wierzgałam, kopałam i grrryzłam. Tworzyłam torrrnada, walcząc na oślep, demolując wszystko, co stanęło na mojej drrrodze. Walka zakończyła się rrremisem, gdy obie opadłyśmy całkiem z sił.
Zapowiedziałam Trrris, że w końcu ją pokonam, że zatrrryumfuję. Dałyśmy sobie, więc czas na odpoczynek. W efekcie zostałam tam po dziś dzień. W tamtym okrrresie dużo walczyłyśmy i może to pomogło nam się zrrrozumieć. Dotarrrło do mnie, że nie mogła zabić mojej watahy, jeśli nawet mnie nie dała rrrady pokonać.
Podejrzewałam nawet, że spotkał ja ten sam los, co mnie i Kougę, ale mimo wieloletnich poszukiwać, nigdy nie znalazłam żadnych grrrobów. Może po tej trrragedii przeniosła się tutaj. Nigdy się nie dowiedziałam. Ona zaś utrzymywała, że jej przeszłość nie ma większego znaczenia. Tym barrrdziej dla innych.
Wrrreszcie dotarrrłam na miejsce spotkania. Kouga już tam był, nerrrwowo tupiąc nogą.
-Wreszcie raczyłaś się zjawić.
-Wrrreszcie rrraczyłeś sobie o mnie przypomnieć, drrraniu - mrrruknęłam. - Dwa lata nie miałam od ciebie żadnych wieści i nagle zapowiadasz swoją wizytę.
-Mam coś, co może cię zainteresować.
-Co takiego? Jeśli chodzi o łowców z południa to już wiem.
-Łowcy to inna sprawa. Gdzieś na wschodzie widziano potężnego youkai, który zabił Inu no taisho.
-Żarrrtujesz.
-To nie żart. Inu no taisho nie żyje. Podobno zabił go potężny youkai o postaci węża.
-A skąd ty to wszystko wiesz?
-Byłem odwiedzić Kagome - oznajmił. - Poinformowała mnie o wszystkim.
-A skąd wiedziała o tym jakaś miko?
-Wraz z tą starą wiedźmą opiekują się łowczynią, która to wszystko widziała.
-Była świadkiem czegoś takiego i jeszcze żyje? - zakpiłam.
-Też mnie to zastanawia, ale nie mogła go przecież zabić. Ledwo przeżyła po tym jak Sesshomaru ją załatwił.
-A kto to ten Sesese? - spytałam, przechylając głowę na bok.
-Sesese?
-No ten co ją załatwił.
-Sesshomaru. Syn inu no taisho i przyrodni brat Inuyashy. Nauczyłabyś się najważniejszych imion tego świata.
-Najważniejsze znam. I twoje, bo nie dajesz mi o sobie zapomnieć, drrraniu.
-Iv, ty mała jędzo.
-Chcesz walczyć? - spytałam, szczerząc grrroźnie zęby. - Wiesz, że ja zawsze chętnie.


Part 4: Cuz I trust you.

Gdy się obudziłam, wszyscy jeszcze spali. Poza Toshio, który gasił właśnie ognisko. Podniosłam się do pozycji siedzącej i gdy spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się promiennie.
-Jesteś pewna, że masz się z czego cieszyć? - spytał z powagą, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. - Znowu się wczoraj spiłaś.
-Dobrze wiesz, że to nie prawda. Co to taki baniaczek na dwie osoby, a ja mam mocną głowę.
-Było widać, kiedy nagle zaczęłaś się do mnie kleić, zamiast iść spać.
-Co? - mruknęłam, czując jak krew odpływa mi z głowy.
-No właśnie. Niby byłaś trzeźwa, a nawet nie wiesz co robiłaś.
-Toshio, to nie jest śmieszne. Nie wypiłam aż tyle, żeby nie wiedzieć, co robię, a tym bardziej, żeby nie pamiętać, że coś robiłam.
-Ale po twojej minie można wywnioskować, że stuprocentowej pewności nie masz - zauważył z satysfakcją Toshio. - To znaczy, że tak całkowicie trzeźwa to nie byłaś.
-Nabierasz mnie, prawda?
-Oczywiście.
-Toshio - powiedziałam, marszcząc brwi i podniosłam się z ziemi. - Masz tupet, tak pogrywać sobie ze swoją przełożoną - stwierdziłam i wyciągnąwszy katanę, wykonałam cięcie tuż nad jego głową. Ogromna fala ognia rozwaliła youkai kryjącego się za nim w cieniu drzew. Ale to nie był jedyny. - Mam nadzieję, że nie zapomniałeś jak się walczy.
-Przez chwilę myślałem, że naprawdę chcesz mnie zabić, Hanae.
-A mimo to nawet nie drgnąłeś.
-Bo ci ufam - odparł Toshio i zniknął we mgle. - Nie budzimy pozostałych?
-Niech śpią - zaśmiałam się. - Więcej dla nas.
Wreszcie miałam okazję przetestować zabawkę od Oetsu i musiałam przyznać, że  mimo niewielkiej ilości energii, jaką używałam, płomienie były większe, to mógł być przełom. Teraz rozumiałam, o co chodziło. Gdyby ta zabawka potrafiła wydobyć moc także z innych dusz, można byłoby wyszkolić więcej shinigami i stworzyć potężne Gotei, składające się z większej ilości grup, a może nawet całych oddziałów. Było to wciąż odległe, lecz jakże interesujące zadanie, dla nas - pierwszych shinigami.


Part 5: Not one of them.

Jednym z plusów bycia kapitanem składu i następcą generała głównodowodzącego był stanowczo prywatny gabinety. Ciasny, ale własny.  Niestety nic za darmo. Co wiązało się z wypełnianiem stosów dokumentów i przeglądaniem rozkazów ojca, kiedy nie miało się żadnej misji terenowej. I w tej kwestii właśnie zazdrościłem swojej siostrze, bo nie musiała ślęczeć nad papierami, znikała na całe tygodnie ze swoim składem, szukając youkai. A ja wcale nie chciałem być kolejnym dowódcą Gotei, nie wiem nawet, czy kiedykolwiek chciałem w ogóle zostać shinigami i może właśnie dlatego obudziłem swoją moc dopiero w wieku 9 lat. Czyli byłem do tyłu o 6 lat treningu w porównaniu z moją siostrą. Nie musiałem się jednak obawiać, wiedząc, iż nasz ojciec przez długi czas będzie jeszcze piastował najwyższe stanowisko w Gotei. Do czasu zostania kolejnych wszech-generałem, miałem w planach zostać nauczycielem szkolącym nowych shinigami, ale na razie była to zaledwie odległa wizja.
Rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu wszedł Shougo. Skinął głową na powitanie i uśmiechnął się blado.
-Coś się stało? - spytałem.
-Pamiętasz o czym ostatnio rozmawialiśmy?
-Tak - odparłem. - Siadaj.
-Wiesz, że nie mam nic wspólnego z moją rodziną, prawda?
-Wiem, nie musisz się martwić. Masz moje pełne zaufanie.
-Mimo to próbowałem się czegoś dowiedzieć. Niestety bezskutecznie. Nie mam jednak wątpliwości, że coś planują. Coś wielkiego... Ale nie dopuszczą mnie do żadnych informacji, po tym jak wbrew ich woli zostałem shinigami. Nie wiem już, co robić...
-Na początek, uspokój się. Gdy Hanae wróci, porozmawiam z nią o tym i coś wymyślimy.
-Dziękuje.

4 komentarze:

  1. ahaha! wiedzialam ze po polnocy sie cos pojawi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty chcesz, zeby mnie szlag trrrrafił no! Żeby mnie krew nagła zalałą! Zebym umarła na zazdro! Jak możesz zrzucać ciuszki dla Akuraou! Hał derrrrrrr ju! Jakby Was Iv przyłapała to chyba oboje przeżylibyście torrrrnado życia. O ile wgl byście przeżyli ;D
    Ło Jezuniu, czytam ancient z takim napięciem jak z nowe rozdzialy bleacha, wiesz, z nosem w ekranie, czekajac, az wyskoczy zza grimmjow zza nastepnej strony. zachłystam się. ALE GDZIE JEST BAAAAAN. :D Ooooo, wątek Kougi i Iv i Tris (trójkątnie sie zrobiło Oo) mnie sie barrrdzo spodobał. Że kuzyni, że wlaczyli oboje z Tris. Hehe, że Kouga wrrrócił z podkulonym ogonem ;D I że te obie padły na za przeproszeniem cyce zanim ZDĄŻYŁY(przepraszam za cps, jednocześnie kogoś opierdalałąm) pokonać <3 Uwielbiam.
    Co jeeeszcze, co jeszcze... Wychodzę na egoistke, skupiajac sie na postaciach najbardziej mi bliskich, ale, w sumie, nie ukrywam, ze nie mam nic przeciwko bycia egoista. Przynajmniej troche. A jednak. Zastanawia mnie ta łowczyni... I Biały Wąż... Ojciec Sesese? Nie za duzo jeszcze inuyashy widzialam, bialy waz wiec kojarzy mi sie z Mizukim... ale pewno zle mysle. Inuyasha mnie smieszy. I te 'siad' ;P Dobry to jest ten motyw, panie, dobry, Mmrrrrmm, tez bym ciałą jakiegos lisa na takie zabawy ;D
    Hanae jest za blisko Bana, żebym mogła ją polubić -.- D: Narrrazie.
    Ok, a Shougo kojarzy tylko z makishima, ale totalnie wydaje mi sie ze juz wgl błądzę.... Dlatego powstrzymam się od pisków ;P
    ZA KRRRRRRÓTKO!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tris nie zrobiła tego dla niego... On się pojawił potem, a ona nie zamierzała siedzieć w wodzie godzinami, tylko po to, żeby jej nie widział.
      Tak mnie natchnęło, jak powiedziałaś, że Kouga nie zrobił na Tobie wrażenia, uznałam, że mogą być krewnymi.
      Ej, kiedy ja powiedziałam, że ten wąż jest biały? Co? Kiedy? Bo kuźwa źle ze mną, jeśli nie wiem, co napisałam. No, ale nie wnikam.
      Ojciec Sesese to martwy Inu no taisho. Jak Ty to czytasz?
      Siad jest akurat z oryginału, ale pomyślałam, że nie obędę sie bez tego, chociaż trochę tu pozmieniałam, wykorzystam jeszcze ten wątek.
      Hanae i Ban? No zobaczymy :P
      Nie, nie, Makishima nie, to uczciwie mówiłam, że go nie bedzie.

      Usuń
  3. Czytam pozno to i weze widze biale -.- musisz mi wybaczac. czytam pozno i w rozkurwieniu emocjonalnym.
    ja ci kurwa dam ban i hanae i zobaczymy. tch.
    nooo, wiem wiem, z orginalu i podoba mi sie ten motyw tu zajebiscie <3 wiec wszelkie wariacje na ten temat sa przeze mnie wyczekiwane ;D
    ide obczaic images!
    wrzucilam na turrrr. zebys nie mowila mi ze nie mowie, tch.

    OdpowiedzUsuń