Rumors

Obecnie trwa mała reorganizacja bloga.

Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



Obserwatorzy

sobota, 2 stycznia 2016

Chapter 6

Part 1: Sesshomaru's brother.

Minęło już trochę czasu, odkąd ostatni raz widziałem Kagome. Uratowana przez nią łowczyni była wtedy jeszcze nieprzytomna. Dlatego postanowiłem udać się do wioski ponownie. Poniekąd, by zdobyć nowe informacje i przy okazji zobaczyć się z piękną miko. Ten głupi kundel, Inuyasha, nie zasługiwał na to, by przebywać w jej towarzystwie.
Ivrel w ogóle nie doceniała mojego poświęcenia. Zawsze dzieliłem się z nią zdobytymi informacjami. Lecz ona całkowicie to ignorowała. W dodatku trzymała się z tą kocią morderczynią. Aż się wzdrygnąłem na samą myśl. Jak mogła w ogóle mieszkać z tym potworem? Fakt, że Tenebris z wiekiem była coraz piękniejsza, ale jej wygląd nie mógł mnie zwieść.
Gdy znalazłem ją po tym jak ktoś wymordował moją watahę, pachniała śmiercią. Musiała mieć coś wspólnego z tą masakrą. W jej oczach czaił się mrok, którego dotąd u nikogo nie widziałem. Jej przerażająca zdolność tylko potwierdzała moje obawy. Ale Ivrel mi nie wierzyła. Za kumplowała się z nią i teraz żyły razem w tej zapyziałej jaskini.
Udałem się, więc w stronę wioski, lecz zanim tam dotarłem, wyczułem, że Kagome tam nie ma. Możliwe, że tylko kręciła się po okolicy, ale wolałem to sprawdzić. Tam stara miko powiedziała mi o podróży Kagome. Już miałem udać się w jej ślady, kiedy w moje nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach mokrego psa.
-Inuyasha? - mruknąłem, czując zapach mokrego psa, ale to nie był on. - Co tutaj robisz, Sesshomaru?!
-Szukam Inuyashy.
-Tutaj go nie ma! - zawołałem, próbując odciągnąć go od wioski, którą tak bardzo kochała Kagome.
-Ciebie nie pytam kundlu, zejdź mi z drogi.


Part 2: We'll find him.

Siedziałam naprzeciw Ivrel, Akury i Tomoe, marszcząc brwi. Zrobili sobie naradę przed wejściem do naszej jaskini. Akura wykorzystał naszą wcześniejszą rozmowę i teraz podjudzając Iv, próbował zmusić mnie do gadania. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że nie powinniśmy się mieszać w coś, co nas nie dotyczy. Na razie szalejący demon był problemem łowców. Tak. Oczywiście, wiedziałam, że zginą prędzej, czy później, ale tym bardziej nie należało się mieszać, jeśli nie ma takiej potrzeby.
-Ty coś wiesz - stwierdziła oskarżycielsko Ivrel. - Akurrrra powiedział, że ty wiesz, co to była za enerrrrgia wcześniej.
-Widzisz? Nawet Iv to wyczuła - zaśmiał się Akura -oh.
-Prrróbowałam wypytać moje wilki, ale nic nie wiedziały...  - mruknęła. - Hej! Co to miało znaczyć, że nawet ja?!
-Spokój - zagrzmiałam. - Jeśli chcecie coś wiedzieć to zamilczcie.
-Zamieniam się w słuch.
-Ta potężna energia należy do białego węża. Youkai oczywiście - wyjaśniłam spokojnie. - Nie wiem, co teraz planuje, ani gdzie przebywa, ale to bez wątpienia biały wąż.
-W takim rrrrazie znajdźmy gada - zawarczała Ivrel.
-Po co? - spytałam.
-Obedrzemy go ze skóry, zawsze chciałem powiesić sobie skórę węża na ścianie - wtrącił się Tomoe. - Zwłaszcza białego. To rzadki okaz.
-Nie rozumiecie, że to spore ryzyko?
-To ciekawe, bo próbowałaś to ukryć przed nami - skwitował Akura. - Chcemy zobaczyć, dlaczego tak się trzymasz z daleka.
-Właśnie. Dlaczego nigdy nic nie usłyszałam o żadnym białym wężu? Znaczy... - Ivrel się zawahała, jakby ważąc słowa. - Nie od ciebie tylko dopierrro Kouga powiedział, że biały wąż zabił ojca Sesese.
-Sesese? - zdziwił się Tomoe.
-Najwyraźniej mówi tak na Sesshomaru - wyjaśniłam ukradkiem. - Ponieważ przeszłość nie ma znaczenia. Powinniśmy trzymać się od tego z daleka.
-Ale stanowi zagrożenie? - podchwycił Akura.
-Bardzo duże.
-To zabijmy go teraz zanim przysporzy kłopotów.
-Czy wy nie rozumiecie? - zaprotestowałam. - A zresztą... I tak mnie nie posłuchacie.
W końcu ustąpiłam. Wiedziałam, że i tak ich nie powstrzymam. Proszę bardzo. Skoro tak bardzo chcieli, niech idą szukać. I tak nie mieli na to szans. Tylko ja wiedziałam, kogo tak naprawdę chcą odnaleźć, ale nie zamierzałam im tego ułatwiać.
-W takim rrrazie postanowione. Idziemy odnaleźć białego węża - uradowała się Ivrel. - Przygotujmy się do wyprrrawy, jutrrro rrrruszamy.


Part 3:  Dream.

W Seireitei na początku zapanował chaos. To chyba pierwszy w historii atak na nasz świat i wszyscy byli zdezorientowani. By nie pogarszać sprawy, zatailiśmy z ojcem prawdę na temat stanu Króla Dusz. Wiedziałam o tym tylko ja i on. Nikt inny tam nie wchodził, poza moim ojcem, nawet Rada, więc nie musieliśmy obawiać, co nie znaczyło, że problem znikał.
Gdyby ludzie się dowiedzieli, wybuchłaby panika, bo nikt nie będzie już w stanie nas ochronić, a Rada wlazłaby nam, shinigami, na głowę i tak z każdym rokiem stawali się coraz bardziej nieznośni. Reprezentowali ludzi bez mocy i mieli dbać o wszystkich tak samo, ale troszczyli się tylko o siebie i swoje szlacheckie tyłki.
Odbudowanie miasta nie zajęło nam tak dużo czasu, dzięki doskonałej organizacji pracy, którą zarządził ojciec. Yamamoto zaś pomagał mu wszystkiego dopilnować. Ja także. Ojciec nie musiał nic mówić, wiedziałam, że dopóki nie przetrawi tej sytuacji, mój skład zostanie odsunięty od działań terenowych.
Moi przyjaciele nie dowiedzieli się niczego na temat zdarzeń w zamku Króla Dusz, ale i bez tego podejrzewali, że sytuacja jest fatalna. O nic jednak nie pytali, wiedząc, że powiem im w odpowiednim czasie. Chociaż "nie pytali" to nie do końca trafne określenie, bo Yato i Ban podpuszczali mnie na każdym kroku. Mimo to pozostawałam obojętna na ich zaczepki.
Szczerze mówiąc sama nie potrafiłam się jeszcze po tym wszystkim otrząsnąć. Król Dusz wciąż pozostawał zapieczętowany w kamieniu skrystalizowanej mocy i nie wykazywał żadnych oznak regeneracji, ale może na takie obrażenia po prostu trzeba było więcej czasu. Zaś my stanęliśmy w obliczu wroga, którego moc przechodziła nawet najśmielsze nasze wyobrażenia. Jak więc mieliśmy z nim walczyć?
Westchnęłam cicho, powróciwszy wreszcie do domu. Zmęczona całym dniem pracy, opadłam na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć. Byłam bezsilna. Ojciec kazał mi się nie martwić na razie sprawą i też więcej nie zbliżać do zamku. Ale to należało do rzeczy niemożliwych. Czułam się winna naszej obecnej sytuacji. Czułam się winna wielu rzeczom.
Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać, ale nie mogłam zasnąć, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam pewna, że nie zasnęłam, a jednak wszystko jawiło się jako sen. Nie leżałam już u siebie w pokoju, a przecież z niego nie wychodziłam. Nie zdarzało mi się też lunatykować, a więc... To był sen.
Stałam znowu w zamku Króla Dusz. No świetnie... Teraz jeszcze będą mi się śniły koszmary z tamtej walki. Westchnęłam cicho i poczułam ciepło dłoni na swojej głowie. Przede mną stał Król Dusz i miał się dobrze, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że śnię. Ile bym dała, by naprawdę był w tak świetnej formie jak wcześniej.
-Czym się trapisz, moje dziecko? - spytał, a głos tak samo jak zawsze rozbrzmiewał tylko w mojej głowie. - Czyżby ostatnimi wydarzeniami?
-Wszystko moja wina - jęknęłam.
-Przeznaczenie to coś, co obowiązuje każdego i każdy musi z przeznaczeniem walczy indywidualnie, jeśli nie podoba mu się przypisany mu los.
-Huh? - mruknęłam. - Nie rozumiem... To dlaczego nie mogłeś zmienić swojego przeznaczenia, wasza wysokość?
-Bo możliwość walki z przeznaczeniem to przywilej, który posiadają tylko ludzie.
-My nie jesteśmy ludźmi - zauważyłam, marszcząc brwi.
-Jesteś pewna? - spytał, a ja zwątpiłam. - Ludzie po śmierci trafiają właśnie tutaj, do świata dusz. Jesteś taką samą, ludzką, duszą, nawet jeśli narodziłaś się w Soul Society i nie znasz swojego należytego świata. Nazwę shinigami przyjęliście jako jednostki obdarzone mocą, ale wasze serca należą do ludzi.
-I tylko my możemy coś zmienić? Ale jak mamy pokonać wroga, którego nawet wasza wysokość nie mógł pokonać.
Byłam pewna, że na tej świetlistej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Drogie dziecko, sposób musisz odnaleźć sama, lecz nie wolno ci tracić wiary - padło w odpowiedzi. - Nie obawiaj się, poprowadzę cię, moje dziecko, dopóki sama nie odnajdziesz swojej drogi.
-Dlaczego ja?
-Wiesz, że w moim obecnym stanie nie mogę komunikować się z nikim innym, ale z tobą tak, byłaś obecna przy wszystkich wydarzeniach.
-Nadal nie rozumiem, ale niech będzie - odpowiedziałam niepewnie. - Co mam robić?
-Przygotować się do bitew cięższych, niż kiedykolwiek mogłaś przypuszczać. Przygotuj się... Ponieważ nastąpi jeszcze jeden atak. Wróg jest osłabiony, ale walka nie będzie łatwa. Umiesz dowodzić ludźmi, a oni ci ufają. Potrafisz odnaleźć w nich to, co najlepsze. Wyciągnij na światło dzienne ich najmocniejsze strony, a staną się oni twoimi najlepszymi kartami.
-Teraz to już w ogóle nic nie rozumiem - stwierdziłam, lecz nie uzyskałam już więcej odpowiedzi.
Gdy otworzyłam oczy, był już ranek. Nie wiedziałam, czy rozmowa była prawdziwa, czy to faktycznie umysł płata mi figle, ale nie mogłam zlekceważyć ostrzeżenia. Nawet jeśli to był tylko sen, to coś alarmowało mnie o potencjalnych kłopotach. Nie mogłam tego zignorować.


Part 4: Tell us.

Hanae nic nam nie powiedziała, ale ciężko było nie zauważyć, że od ataku na Soul Society zachowywała się dziwnie. Chodziła struta, wciąż pogrążona we własnych myślach, chociaż wbrew pozorom swoją pracę wciąż wypełniała bezbłędnie. Mimo to, wszyscy się o nią martwiliśmy i pod moim przywództwem przeprowadziliśmy naradę czwartego składu.
-Jak myślisz, Toshi? - odezwała się Viina. - Co się mogło wydarzyć?
-Nie wiem - odparłem zgodnie z prawą. - Ale musimy zakładać najgorszy scenariusz.
-Chyba nie masz na myśli...- zaczął Ban i wzdrygnął się.
-Może się po prostu zakochała - podsunął radośnie Yato. - Jest młoda.
-Skończ te brednie - warknąłem z irytacją. - Nie rozumiesz, że coś złego stało się podczas ataku?
-Ale przecież nikt nie zginął - stwierdziła Viina i pobladła, jakby zdała sobie z czegoś sprawę. - Gdzie... właściwie zniknęła wtedy Hanae?
-To chciałbym wiedzieć - odpowiedziałem, wciąż marszcząc brwi.
-Obawiam się, że wiem...
-Ban? Mów.
-Zająłem się ewakuacją dusz, które wciąż nie zdołały uciec... Zawsze każe mi się tym zajmować, bo wie, że nic mi się nie stanie, nawet jeśli oberwę, bo jestem nieśmiertelny.
-Bo jesteś wybrykiem natury - skwitowałem. - Do rzeczy.
-Chcesz się bić, Toshio? - spytał Ban, szczerząc niebezpiecznie zęby.
-Przestańcie! - zaprotestowała Viina. - To nie czas na walkę. Ban, mów co wiesz - poprosiła.
-Widziałem... Widziałem jak wychodziła z zamku króla dusz w towarzystwie wszech-generała.
-Przecież nie wolno tam nikomu wchodzić poza nim? - stwierdził Yato, wyraźnie wciąż nie rozumiejąc, co to oznacza. - Hmm...
-Wciąż nie rozumiesz? - jęknęła Viina. - To znaczy, że coś się tam stało. Hanae nie złamałaby zakazu, gdyby nie było takiej potrzeby, a jednak poszła tam.
-Czyli miałem rację, trzeba założyć najgorszy możliwy scenariusz.
-Król dusz nie żyje - dokończył za mnie Ban.
-Żyje - zaprzeczyłem. - Gdyby umarł, nasz świat by się rozleciał, ale prawdopodobnie jest w złym stanie, być może nawet krytycznym.
-Dlaczego nam nie powiedziała? - naburmuszył się Yato. - Nam wszystko może powiedzieć.
-Myślę, że to rozkaz kapitana dowódcy. Zresztą to nie jest coś o czym można tak swobodnie mówić.
-A to co za konspiracja? - zapytała Hanae, wchodząc do pomieszczenia. - Planujecie jakiś zamach na moje życie?
-Hanae, wiesz przecież, że nigdy byśmy - odezwałem się, lecz ona parsknęła śmiechem, wprawiając mnie w konsternajcę.
-Żartowałam, Toshi. Nie bierz wszystkiego tak bardzo do siebie. Ale faktycznie wyglądacie dziś nadzwyczaj podejrzanie.
-Chcesz nam coś powiedzieć? - spytał Ban.
-Ładną mamy pogodę? - odparła niepewnie Hanae.
-Coś jeszcze? - nie dawał za wygraną.
-Zmieniłeś fryzurę? - Hanae nie straciła rezonu.
-O wszystkim już wiemy - oznajmiłem z powagą.
-O wszystkim... Eh... Dobra. Przyznaję się. Ściemniałam z tą dietą.
-Nie o tym, idiotko! - wrzasnął Ban. - O walce w zamku króla dusz.
Hanae zrobiła się blada, niczym ściana. Na pewno wiedziała, że coś podejrzewamy, ale widocznie łudziła się, że zbędzie nas żartami. Niestety nie z nami takie numery. Ban bywa wkurzający, ale potrafi być przynajmniej czasami rzeczowy i bezpośredni. Chociaż... Nie potrzebnie krzyczał.
-Nie mam pojęcia o czym mówicie - próbowała się wykpić Hanae i ruszyła dalej, jakby chciała uciec. Chwyciłem ją za nadgarstek, zmuszając, by się zatrzymała. - Toshio? - spytała zaskoczona, a w jej oczach dostrzegłem pustkę. - Puść mnie...
-Hanae... My już wiemy. Przestań udawać, że nic się nie stało i wyjaśnij nam sytuację - powiedziała łagodnym głosem Viina, kładąc dłonie na ramionach naszej kapitan. - Przecież nam wszystko możesz powiedzieć.
-Nie mogę... Nie rozumiecie? To rozkaz...
-Daj spokój. Nie raz i nie dwa łamaliśmy zakazy i prawa - warknął Ban. - A dla ciebie złamiemy je po raz kolejny, tyle razy ile będzie trzeba.
-Wiem. Dziękuję wam - odparła.
-Powiedz nam - rzekłem spokojnie, ale wciąż nie puszczając jej, by się nie wyślizgnęła. - Jak mamy ci pomóc, jeśli nam nic nie mówisz?


Part 5: Departure.

Tris westchnęła ciężko, pakując swoje rzeczy do torrrby. Strrrrrrrasznie się przy tym ociągała. Wyrrraźnie nie chciała iść z nami z jakiegoś powodu. Chociaż nie rrrozumiałam dlaczego. Zmarrrszczyłam brwi i rzuciłam jej przelotne spojrzene, którrre skwitowała tylko bladym uśmiechem.
-Może rrraczysz się pospieszyć - spytałam wrrreszcie. - Będą na nas czekać...
-Będą musieli, to poczekają - stwierrrrdziła beznamiętnie. - Zaraz nic im nie będzie.
-Ale ja też nie chcę czekać - zawarrrczałam, wyrażając swoje zniecierrpliwienie. - Trrris, pospiesz się, do cholerrry.
-A po co te nerwy? Wąż, nie zająć, nie ucieknie.
-Ty coś kombinujesz - zaważyłam, piorrrunując przyjaciółkę spojrzeniem. - Tylko jeszcze nie wiem co.
-Popadasz w paranoję - rzuciła od niechcenia i chwyciwszy torbę, wyszła z jaskini. - Idziesz?
-Idę - mruknęłam. - I to nie parrranoja.
Na zewnątrz czekała już Hiyorrri.
-Uważajcie na siebie - powiedziała, patrząc z trrroska na Trris. - Obie - dodała, widząc moje niezadowolenie.
-Ta, jasne - warrknęłam.
-Ty również, Hiyori - odparrrła Trrris. - Dasz sobie radę? Przepraszam, że cię tak zostawiamy, ale nie odpuszczą mi tej wyprawy. W razie kłopotów schowaj się wewnątrz bariery, nie tak łatwo ją złamać.
-O mnie się nie martw, dam sobie radę.
-Miej baczenie na wszystko - poprrrosiła Trrris.
-Oczywiście.
-Ale... Czy broń ci się nie przyda? - zaniepokoiła się hanyou. - Wróg jest podobno bardzo silny.
-Rzadko jej używam. To miły dodatek, ale nie jest mi potrzebna. Tutaj przyda się o wiele bardziej.
-Skoro tak mówisz...
-Idziemy czy nie? - upomniałam się, tupiąc nerrrowo nogą. - Trrris! Rrrrusz dupę!
-Tak, tak. Już idę. Uważaj na siebie Hiyori.

1 komentarz:

  1. nnnnnooooooo wrrreszcie sie moje ulubione youkai biorrrą do rroboty! Przeczytałam zaraz jak wrzucilas i naprawde czytam ADG z zapartym tchem! Czekam jak na nowy odc Gry o tron! Nie napisze wiele, bo ja po protu musze tego WIECEJ miec. Chce, musze, potrzebuje. Wgl poczatek mnie troche wysraszyl! jak sesese uszkodzi kuzynka Iv to ta chyba bedzie miec do niego pare uwag ;P
    Trrris, ja chce DUZO WIECEJ!!!!!!

    OdpowiedzUsuń