Rumors

Obecnie trwa mała reorganizacja bloga.

Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



Obserwatorzy

piątek, 12 lutego 2016

Chapter 9

Part 1: Storm of demons.

-Jak długo jeszcze zamierzacie za nami iść? - spytała Hanae, spoglądając na Otohiko. - Niedługo zapadnie zmrok.
-Oh, w takim razie zostaniemy z wami do świtu - uradowała się Kofuku.
-Jak widać nie mamy innego wyjścia. Potowarzyszymy wam do rana, a potem udamy się w drogę powrotną. Zgoda? - odezwał się Mikage, uśmiechając się ciepło.
-Rano macie wracać. Kategorycznie. Inaczej będę musiała was uwzględnić w raporcie.
-Zawsze tak mówisz, Hanuś, ale jeszcze nigdy tego nie zrobiłaś - zaśmiał się Otohiko. - Czcze gadanie.
-Nie robiłam tego, ale może powinnam zacząć.
-No już, już. Nie kłóćcie się - zaoponowała Kofuku.
-Ty się tak nie ciesz, mały nicponiu - wtrącił się Ban, który uwielbiał jej dokuczać. - Przyciągasz największe kłopoty, mała. Jak przyjdą youkai, to schrupią cię na przystawkę.
-Nie prawda, bo jest ze mną Daikoku!
-Jak będzie ich dużo to nawet Daikoku cię nie uratuje, kurduplu - prychnął Ban.
-Nie zaczepiaj jej - mruknąłem.
-A ty co taki nie w sosie, Toshi? - zaciekawiła się Hanae.
-Mam złe przeczucie - wyszeptałem.
-Tak, ja też - przyznała cicho. - Jest nas dużo, wręcz nadprogramowo, mamy ze sobą Kofuku i powoli zapada zmrok, a do tego jesteśmy tutaj ze składem drugim...
-I Suishou?
-No właśnie... Ta dziewczyna naprawdę mnie nie lubi, nie?
-No, chyba nie lubi to za mało powiedziane.
-No właśnie...
-O czym gadacie? - zainteresował się Yato.
-Nie twoja sprawa. Spadaj.
-Toshi, nie warcz na niego. Musimy się trzymać razem - skarciła mnie Hanae.
-Przepraszam... Po prostu jestem nerwowy.
I nie trwało to długo, zanim moje złe przeczucie się ziściło. W mgnieniu oka rozpętała się burza youkai, a my byliśmy w jej sercu.
-Mikage, Otohiko, Daikoku! Pilnujcie Kofuku! - komenderowała Hane. - Yamamoto, weźcie północną część, my zajmiemy się południową!
-Dobra! Słyszeliście, to do roboty! - krzyknął Yamamoto. - Reiko, trzymaj się blisko Akihito! Shougo, Tsukia, nie oddalajcie się za bardzo!
-Viina, Yato! - krzyknęła Hanae.
-Tak jest!
-Toshi, w razie kłopotów przejmujesz dowodzenie.
-Tak jest.
-Ban... Rób swoje.
-Zawsze mnie pomijasz - oburzył się Ban.
-Jesteś nieśmiertelnym draniem - prychnąłem. - Bierz się do roboty zamiast marudzić.
-Bo jak nieśmiertelny to mnie można olać? Ja też odczuwam ból, wiesz?


Part 2: Lost child.

Wyciągnęłam katanę i zamachnęłam się nią, uwalniając płomienie, które skutecznie niszczyły youkai, jednak burzy nie było końca. I to nie z winy Kofuku. Z doświadczenia wiedziałam jednak, że takie zjawisko nie jest samoistne, a na pewno nie w takim stopniu. Musiał to zrobić ktoś inny i chyba wiedziałam kto. Zamknęłam oczy, wyczuwając śladowe ilości energii Berith i mimowolnie ruszyłam w tamtą stronę. Jedyne, co znalazłam, błądząc po lesie to dziecko.
Nieopodal, na pniu zwalonego drzewa, siedziała czarnowłosa dziewczynka. Dłuższą chwilę obserwowałam ją, zastanawiając się, co tu robi. W okolicy nie było żadnej osady, w której mogłaby mieszkać. No i ta burza youkai... Teraz jednak nie mogłam wyczuć ani demonów, ani swoich przyjaciół, chociaż wcale nie oddaliłam się tak bardzo.
-Co tutaj robisz? - odezwałam się wreszcie. - Jak masz na imię?
-Rin - odparła dziewczynka. - Zgubiłam się i nie mogę znaleźć nawet Ah-Una.
-Ah-Un? Co to?
-To nasze zwierzątko. Dwugłowy youkai, miałam się nim zająć.
Dziecko miało naprawdę wybujałą wyobraźnię. Youkai jako zwierzątko...
-Co tutaj w ogóle robisz? - spytałam łagodnie. - W pobliżu nie ma żadnych wiosek.
-Nie mieszkam wśród ludzi. Podróżuję z panem Sesshomaru.
-Sesshomaru? - powtórzyłam. Z tym Sesshomaru? To nie możliwe. - A jak on wygląda?
-Ma długie srebrne włosy i złote oczy.
Opis brzmiał dziwnie znajomo, ale to przecież niemożliwe, żeby ten dzieciak podróżował z TYM Sesshomaru, prawda? Westchnęłam cicho. Wiedziałam, że powinnam znaleźć swoich towarzyszy, a jednak nie mogłam zostawić tego dziecka na pastwę losu. Ponadto, wiedziałam, że moi przyjaciele sobie poradzą, a Toshio w razie czego miał objąć dowodzenie. Chyba nic się nie stanie, jeśli upewnię się w sprawie Rin i odstawię ją w bezpieczne miejsce. I tak nie wyczuwałam energii swoich przyjaciół, a burza youkai zdawała się ucichnąć.
-Pomogę ci znaleźć twojego opiekuna - zaproponowałam. - Nazywam się Hanae.
-Jest pani łowcą youkai? - zaniepokoiła się Rin na widok katany.
-Um... Poniekąd... Dokładniej mówiąc jestem shinigami.
-Shinigami?
-To bogowie śmierci. Walczymy ze złymi youkai i odsyłamy zagubione dusze tam, gdzie jest ich miejsce.
-Ah, zabijacie tylko złe youkai. W takim razie w porządku. Pan Sesshomaru jest dobry.
-Tak? Dlaczego tak uważasz?
-Uratował mnie przed ludźmi, którzy chcieli mnie zabić i opiekuje się mną w raz z panem Jakenem.
-Rozumiem. W takim razie chętnie poznam tego Seshomaru - stwierdziłam, w duchu modląc się, by nie był to ten youkai, o którym myślę. - Na razie powinnyśmy rozpalić ognisko. Za chwilę będzie ciemno.


Part 3: After the storm.

Gdy burza ucichła, był już środek nocy. Przegrupowaliśmy się, sprawdzając, czy wszyscy są cali. Wtedy z niepokojem zauważyłem, że już od dłuższego czasu nie wyczuwam reiatsu Hanae. Nie było po niej śladu. Yamamoto też to zaważył. Rozkazał podwładnym rozpalić ognisko i skinął głową, dając mi znak, że chce porozmawiać.
-Jesteś zastępcą Hanae, prawda? - powiedział.
-Tak.
-Świetnie. Wygląda na to, że zniknęła. Przejmiesz dowodzenie bezpośrednio nad składem czwartym, ale to ja wydaje polecenia.
-Tak jest, kapitanie - odparłem z powagą.
-Możesz mówić do mnie po imieniu, moja siostra też nigdy nie wymagała od was tytułowania. Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
-Rozumiem. Zaraz wyjaśnię swoim sytuację i możemy natychmiast zająć się szukaniem Hanae.
-Nie - oznajmił Yamamoto. - Zostajecie tutaj, a o świcie ruszamy dalej.
-Ale Hanae...! - zaprotestowałem.
-Ja tu dowodzę - zagrzmiał Yamamoto, po czym dodał już łagodniej. - Wiem, że siostra nie chciałaby, byśmy marnowali czas na szukanie jej. Jeśli zniknęła, to na pewno miała jakiś powód. Będziemy kontynuować misję.
-A co jeśli, coś jej się stało?
-Jeśli coś stało się Hanae, to i tak nic nie zdziałamy. Jest najsilniejsza z nas wszystkim, a naszym obowiązkiem jest kontynuować misję. Jako jej zastępca wiesz o tym najlepiej. Wszyscy potrzebują odpoczynku.
-Tak jest.
Miałem przekazać grupie wytyczne. Tylko jak bandę idiotów, awanturników i degeneratów  poinformować  o tym, że nasz kapitan, a zarazem przyjaciółka, przepadła bez wieści, nie wywołując przy tym zamieszania? To było niewykonalne.
-Toshio, o czym gadałeś z Yamą? - zaciekawił się Ban. - I gdzie do cholery polazła Hanae?
-Otóż... Zniknęła - odparłem zgodnie z prawdą.
-Jak to "zniknęła"? - zdziwiła się Viina.
-Nie ma jej. Przepadła jak kamień w wodę i nikt nie wie kiedy, ani dlaczego. Na pewno miała jakiś powód, żeby się oddalić, więc na razie powinniśmy jej zaufać i zaczekać na rozwój sytuacji - wyjaśniłem spokojnie. - Rozmawiałem z Yamamoto, powiedział, że będziemy kontynuować naszą misję.
-To żart? Jest jej bratem... Czy on się w ogóle nie martwi?
-Martwi. Wszyscy się martwimy, ale Yamamoto trafnie zauważył, że na mamy obowiązki i Hanae na pewno chciałaby byśmy je wypełnili.
-A jeśli coś jej się stało? - jęknęła Viina.
-Właśnie! - wtórował jej Yato.
-Hanae jest z nas najsilniejsza. Poradzi sobie. Jednak jeśli w ciągu najbliższych kilku dni się nie pojawi, pójdziemy jej szukać niezależnie od tego, co powie Yamamoto. Zgoda?
-Ale za kilka dni może być za późno.
-Nie wierzysz w nią? - zapytałem, mrużąc oczy.
-Dobrze wiesz, ze to nie prawda. Ale jest naszą przyjaciółką, martwię się...
-Toshi ma rację - zgodził się Ban. - Zabawne jest tylko to, że nas uspokaja, chociaż sam omal nie narobił w gacie, gdy Hanae zniknęła.
-Ban - zawarczałem.
-Co, może się mylę? - nie dawał za wygraną. - Wszyscy wiedzą, że Toshi martwi się o Hanę najbardziej ze wszystkich. Umiera z tęsknoty, kiedy nie widzi jej przez więcej, niż godzinę!
-Skończyłeś? - spytałem, chwytając swoją broń.
-Obaj się uspokójcie - wtrącił się Akihito. - Martwicie się o Hanae, więc jesteście nerwowi. Nie warto jednak wyładowywać się na sobie na wzajem.
-Masz rację - przyznałem, zawstydzony swoim zachowaniem. Jak mogłem dać się sprowokować. - Coś jeszcze?
-Nie... W zasadzie tak. Jeśli postanowicie szukać Hanae, dajcie mi znać. Pomogę wam.
-Dzięki.


Part 4: It's you.

Gdy się obudziłam, był już ranek. Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam, dłuższą chwilę zastanawiając się gdzie jestem. No tak, zgubiłam pozostałych podczas burzy youkai i znalazłam dziewczynkę imieniem Rin. No właśnie... Gdzie Rin? Rozejrzałam się dokoła. Dziecko siedziało na pniu drzewa tak jak poprzedniego dnia. Jednak tym razem, coś było inaczej.
-Rin, uciekaj - powiedziałam, chwytając katanę.
-Nie! - zaprotestowała. - To Ah-Un!
-To jest Ah-Un? - zdziwiłam się.
"Zwierzątko" stanowczo było youkai, słabym, ale youkai. Jednak po bliższym przyjrzeniu mu się, zauważyłam, że ma na sobie uprząż i coś podobnego do siodła. Leżał spokojnie u stóp dziewczynki, a ta głaskała puszystą czuprynę stworzenia.
-Obudził mnie chwilę temu - oznajmiła. - Pomoże nam znaleźć pana Sesshomaru i pana Jakena. Chociaż Pan Jaken też zazwyczaj sam się znajduje, tak samo łatwo jak znika.
-W takim razie ruszajmy - odparłam, przydeptując butem ostatnie żarzące się drewienka.
Jak wiadomo: jeśli coś się źle zaczyna, kończy się nie lepiej. W tym przypadku było tak samo. Zwierzątkiem okazał się być jakimś youkai. Natomiast wspaniały pan Sesshomaru, okazał się być TYM Sesshomaru. Znalazłyśmy go po kilku godzinach marszu. Najwyraźniej też szukał swojej podopiecznej i nie podobało mu się, że jej towarzyszę, bo na mój widok zmarszczył brwi. Podejrzewałam, że nie ma zbyt dobrych zamiarów, toteż wyciągnęłam katanę. I w samą porę, bo ledwo zdążyłam zablokować atak jego pazurów.
-To znowu ty, łowczyni o imieniu Hanae.
-To jednak ty, youkai o imieniu Sesshomaru - skwitowałam.
Za pomocą swojej katany bez problemu parowałam ataki czegoś, co wyglądało jak świetlisty bicz. Ale też sobie znalazł metodę... Gdy ponownie zaatakował mnie szponami, zaczynałam się denerwować. Wtedy ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam zielony gaz wydobywający się z jego pazurów. Odskoczyłam na bezpieczną odległość i postanowiłam walczyć na poważnie. Aktywowałam swoją moc, a moja katana zapłonęła.
-Oh... - mruknął Sesshomaru. - A to ciekawe. Żeby marny człowiek posiadł taką moc...
-Już mówiłam, że nie jestem człowiekiem - odpowiedziałam. - Jestem shinigami... Chociaż de facto więcej mamy wspólnego z ludźmi, niż z youkai.
-Shinigami?
-Jestem bogiem śmierci.
-Bogowie nie istnieją.
-W takim razie muszę ci pokazać jak bardzo się mylisz - stwierdziłam i posłałam falę ognia w stronę swojego przeciwnika.
-Rin, odsuń się. Zabierz też Ah-Una - rozkazał.
Zdziwiłam się, bo wbrew wszystkiemu, Sesshomaru zdawał się naprawdę przejmować ludzką dziewczynką. Byłam już bliska zawieszenia broni, ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Youkai przybrał swoją prawdziwą formę. Był ogromny, pokryty białym futrem, a spomiędzy ogromnych, ostrych kłów kapała ślina, topiąc to, czego dotknęła.
-A niech to - jęknęłam, odskakując i gdy ponownie zionął trującym gazem, buchnęły płomienie.
W ten sposób udało mi się pozbyć gazu. Kolejny atak skierowany był bezpośrednio w Sesshomaru i właśnie szykowałam się do kolejnego ciosu, gdy pojawiła się Rin, wraz z Ah-Unem, wskakując przed płomienie. Zamarłam. Jednak, żeby było śmieszniej, Sesshomaru, którego chciała chronić, ochronił ją, biorąc na siebie cały atak.
-Panie Sesshomaru - krzyknęła zrozpaczona, gdy mimowolnie przybrał swoją ludzką postać.
Westchnęłam cicho i dezaktywowałam płomienie.
-Spokojnie Rin - powiedziałam. - Zajmę się tym. Sesshomaru, co powiesz na mały rozejm? - spytałam. - Nie przyszłam tu walczyć. Chcę się jedynie upewnić, że to dziecko jest z tobą bezpieczne - oznajmiłam, podchodząc bliżej. - Pokaż to. Znam podstawowe kido lecznicze, myślę, że mogę zająć się taką raną.
-Nie potrzebuję pomocy człowieka.
-Mówiłam już, że jestem shinigami.
-Nie podchodź albo cię zabiję.
-Nie zrobisz tego - stwierdziłam. - Nie przy dziewczynce.  Dlaczego ją przygarnąłeś, mimo, że nie lubisz ludzi? - Nie uzyskałam odpowiedzi. - Zostanę z wami, dopóki nie upewnię się, że nie stanowisz dla niej zagrożenia. Jeśli coś mi się nie spodoba, zabiorę ją do najbliższej wioski.
-Nie zrobisz tego - warknął Sesshomaru, obnażając kły.
-Założymy się?


Part 5: Little hidden rebelion.

Oba nasze składy szły oddzielnie. Chociaż Hanae i Yamamoto byli rodzeństwem, do tego dosyć zgranym, nasze grupy raczej za sobą nie przepadały. To znaczy, epicentrum wszystkiego była Suishou, która naprawdę nie znosiła Hanae. Podejrzewałem jednak, że to z powodu Akihito, który od dłuższego czasu walczył o uwagę naszej kapitan. Tsukiaisuishou była najpewniej zazdrosna, ale nie nigdy nie byłem znawcą w tej dziedzinie. Reiko, chociaż bardzo sympatyczna, miała stanowczo zbyt miękkie serce i pobłażała zachowaniom swojej przyjaciółki. Akihito tak samo, ale szczerze mówiąc, mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem go polubić, był zupełnie bez wyrazu. A Shougo? Shougo był chyba najbardziej w porządku z drugiego składu. Tak jak my, był starym przyjacielem Hanae, ale stanowczo za spokojny, by mieszać się w konflikty. No i jeszcze Yamamoto, któremu niestety brakowało zdolności przywódczych. Nie czarujmy się, wszyscy słuchali go tylko dlatego, że był synem wszech-dowódcy i bratem Hanae.
Wiedziałem, że dopóki podróżujemy z nimi, wykonanie misji może być trudne. Świetnie współpracowali ze sobą oraz byli zgraną i dobrze zorganizowaną grupą, może nawet bardziej, niż my, ale kooperacja z innymi składami szła im opornie. Byli skuteczni w walce i prostych zadaniach, ale nie w przypadku misji tego typu. Nie bez powodu to nasz skład wysyłany był na wszystkie trudniejsze misje wszelkiego rodzaju.
Dlatego też postanowiłem, że dobrze będzie, jeśli w jakiś sposób oddzielimy się od drugiego składu. Tylko ja i Hanae wiedzieliśmy, gdzie należy się kierować w poszukiwaniach białego węża. Toteż pozbycie się nadprogramowych członków eskapady, jak mało kiedy, wydawało mi się dobrym wyjściem. Poza tym wszyscy chcieliśmy poszukać Hanae. Niezależnie od rozkazów Yamamoto, zostawienie, któregoś z przyjaciół kłóciło się z naszymi zasadami.
-Trzeba coś wymyślić. Zabieramy się stąd - oznajmiłem cicho. - Spróbujcie się jakoś odłączyć. Przegrupujemy się tam, gdzie nocowaliśmy.
-Toshio, dobrze się czujesz? - zaniepokoiła się Viina.
-Dlaczego? - spytałem zaskoczony.
-Mówisz jak nie ty.
-Też chcecie znaleźć Hanae, prawda?
-Oczywiście - powiedział Yato.
-To do roboty.
-A co z Akihito? - strapiła się Viina, spoglądając na mnie niepewnie.
-Nie jest częścią czwartego składu.
-Ktoś tu jest zazdrosny - zakpił Ban. - Ale trochę racji masz, ponuraczku.
-Ban.
-Tak, tak, wiem... Też nie przepadam za drugim składem.

1 komentarz:

  1. Dziś tylko shinigami? Trudno. Rozdział przyjemny. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń