Rumors

Obecnie trwa mała reorganizacja bloga.

Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori

Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



Obserwatorzy

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Chapter 15



Part 1:

             Obudziłam się. Przeciągnęłam leniwie i ziewnęłam, po czym rrrrozejrzałam po jaskini. Trrris już dawno nie było, a Hiyorri wciąż smacznie spała. Kotka, jak nic, spierrrdoliła szukać tego shinigami, bo nie wyczuwałam jej energii w pobliżu.
  – Cholerrra – warrrknęłam, wątpiąc czy mogę zdzierrrżyć kolejnego buca w naszej okolicy.        
             Ale Trrrris się uparrrła. Pierrrdolona samarrrrytanka. Wiedziałam, że jej nie powstrzymam, więc postanowiłam przejść się do naszych sąsiadów. Może po sparrringować się trrrrochę z Tomoe. Zrrresztą Ban też by się nadał.
            Niemniej nie podobało mi się, że ta cholerrra poszła po ich koleżkę. Myślał, że za wszystko można obwiniać youkai, a to barrrrrdzo nie prrrawda. Terrraz jednak wolałam się skupić na jakimś śniadaniu, bo strrrasznie burrrczało mi w brzuchu.
             Należało się też odrrrobine rrrrozruszać, więc wybrrrałam się na polowanie. W tym czasie złapałam kilka soczystych krrrólików, które oddałam Hiyorri do oporządzenia i upieczenia. Nie będziemy przecież jeść surrrowego mięsa, jak to powtarzała Trrris. Chodź mi niespecjalnie to przeszkadzało.
             Po śniadaniu rrruszyłam do naszych sąsiadów, Hiyorrri zostawiając doglądanie jaskini orrrraz jego. Zwłaszcza jego, bo nie podobało mi się, że wciąż jest u nas. Marrrne były szanse, że w końcu się obudzi. Zrrresztą to mogło ściągnąć na nas kłopoty, ale przecież Trrris nie przegadasz, jak się cholerrra na coś uprze.
             Nagle poczułam silny wybuch energii, bez wątpienia należącej do Berith, a gdy wszystko ucichło, nie nigdzie nie było śladu Trrris. Jej zapach całkowicie zniknął, jak gdyby nigdy jej tu ze mną nie było.
  – Tomoe! – wrzasnęłam.


Part2:

          Nie wytrzymałam. O świecie, gdy Ivrel jeszcze spała, ruszyłam szukać Toshio. Tak tylko dla pewności. Maszerowałam z wolna, wcinając zerwaną po drodze garść jagód. Nie byłam specjalnie głodna, ale wyglądały wyjątkowo smakowicie. Słodkie, soczyste owoce na dobry początek dnia.
           W końcu natrafiłam na trop. W powietrzu unosił się słaby zapach shinigami, a ja podążyłam za nim, aż dotarłam w pobliże polany. Ognisko już dawno zgasło, a czarnowłosy wciąż drzemał, okryty jakimś skrawkiem materiału. Jakby nigdy nic, przycupnęłam nieopodal, czekając aż mnie zauważy.
           Nie trwało to długo, jak Toshio wreszcie się przebudził. Przeciągnął ziewając, po czym westchnął ciężko i zaspany rozejrzał dokoła. W pierwszej chwili w ogóle się nie zorientował. Dopiero, gdy otrząsnął się z marazmu i rozejrzał po raz drugi, dostrzegł mnie i zerwał się na równe nogi.
  – Spokojnie – powiedziałam. – Nie ma potrzeby się tak stroszyć. Gdybym chciała ci coś zrobić, zrobiłabym to jeszcze, kiedy spałeś – dodałam, wzruszywszy ramionami.
  – Po co tu przyszłaś?
  – Zrobiło mi się ciebie żal – prychnęłam. – Ale widocznie niepotrzebnie. Radzisz sobie lepiej, niż sądziłam. Gratuluję. Zobaczymy jak długo jeszcze pożyjesz – rzuciłam na odchodne.
  – Czekaj – powiedział. – Miałaś rację.
  – Och?
  – Znaczy, nie. Nie miałaś – mruknął po chwili.
  – Zdecyduj się – skwitowałam, spoglądając na niego z ukosa.
  – Nie miałaś racji, poradziłbym sobie tutaj. Chodziłem już na wiele misji terenowych, byłem do tego szkolony – wyjaśnił z powagą i dodał: – Ale ja też nie miałem racji. Powinniśmy współpracować, a nie walczyć przeciwko sobie. Teraz naszym priorytetem jest Berith.
  – Jeśli przyznasz, że się myliłeś i nie wszystkie youkai są złe, wtedy ci wybaczę. Twoi przyjaciele czekają na ciebie – oznajmiłam.
  – Nie zrobię tego.
  – W takim razie gnij tu.
  – Dlaczego miałbym uwierzyć, że youkai nie są złe? – zapytał. – Nie jesteś troskliwa, jesteś bestią. Przyszłaś się tu naigrywać, a nie mi pomóc.
  – Przyszłam tu wbrew woli pozostałych, bo myślałam, że płaczesz tu w samotności, a ty…– Zacisnęłam dłonie w pięści. – Wciąż zamierzasz rzucać w naszą stronę oszczerstwami? Już ci powiedziałam, że traktuję ludzi tak, jak sami sobie wybiorą. Jeśli chcesz bestię, dostaniesz bestię – zadeklarowałam. – Dlaczego mam się troszczyć o kogoś, kto mnie obraża. Dlaczego miałabym to w ogóle tolerować?
           Uwolniłam swoją moc, a moje oczy zalśniły jasnym światłem, gdy złapałam w swoje spojrzenie Toshio.


Part 3:

           Jej zielone oczy nagle zaświeciły się jasnym, chłodnym światłem, a potem widziałem już tylko ciemność. Zupełnie jakbym trafił do wnętrza własnego umysłu, a jednak było to bardzo przerażające miejsce. Odczuwałem tak wiele emocji na raz, a zarazem pustkę.
          To musiała być jakaś moc Tenebris, ale naprawdę nie rozumiałem, co zrobiła. Miałem wrażenie, że jest gdzieś, blisko, że stoi w tej ciemności tak samo zagubiona jak ja. Nie chowała się. Ja po prostu nie mogłem jej dostrzec.
  – Wy shinigami wcale nie jesteście tacy święci – usłyszałem jej głos, chociaż brzmiało to jakby była bardzo, bardzo smutna. – Przypomnij sobie – dodała, a przed moimi oczami pojawiły się obrazy.
          Wszystkie kłótnie z ojcem, wszystkie szorstkie słowa. Jego i moje. Wszystkie chwile, gdy żałowałem, że Ban jest nieśmiertelny, wszystkie momenty zazdrości, zawiści, wszystkie moje starcia z Banem, wszystkie dni tęsknoty za Hanae i chwile, momenty, gdy chciałem rzucić to w cholerę.
  – Czego to niby dowodzi! – krzyknąłem, starając się zachować spokój, by nie pokazać jej, że te wspomnienia wyprowadziły mnie z równowagi. I nagle poczułem ciepło, jakby ktoś mnie przytulił. Otworzyłem oczy, lecz długie czarne włosy, zasłaniały mi widok. – Co?
  – Wiedziałam – usłyszałem. – Wiedziałam, że kochasz waszą kapitan. Troszczysz się o nią… A ona tego nie dostrzega. To przykre, ale już dobrze – powiedziała Tenebris, gładząc mnie po głowie. Cały zesztywniałem. Chciałem ją odepchnąć, wiedziałem, że powinienem to zrobić, a jednak jej ciepło było tak przyjazne, niemal znajome i uspokajające, że nie potrafiłem. – Już dobrze. Nie jesteś sam.
  – Oczywiście, że nie – zaprotestowałem, lecz nie ciągnąłem tego dłużej. Ona też sprawiała wrażenie samotnej. – Tenebris?
  – Przepraszam… Twoje wspomnienia były smutne – powiedziała, odsuwając się ode mnie. – Nie mogłam się powstrzymać.
           Chciałem coś odpowiedzieć, przerażony wizją, że mogła w jakiś sposób dotrzeć do moich wspomnień. Zwłaszcza, że patrzyła na mnie tak, jakby wiedziała już wszystko, przejrzała mnie na wylot. Wtedy jednak poczułem energię Berith, nie mogłem jej jednak zlokalizować. Zobaczyłem błysk i w ostatniej chwili zdążyłem tylko chwycić Tenebris za ramię.
           Gdy się ocknąłem, byliśmy na jakimś pustkowiu. To musiała być sprawka Berith. Naprawdę próbowała nas rozdzielić. Zerwałem się na równe nogi i rozejrzałem dokoła, by zobaczyć Tenebris stojącą kilkanaście metrów dalej, przy ogromnym głazie. Wpatrywała się w niego z namaszczeniem.
  – To tutaj – wyszeptała i w pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co chodzi. – To tutaj… Tutaj wszystko się zaczęło. Tu była moja wioska.
           Spojrzałem na nią z przerażeniem, a potem na kamień. Faktycznie zapisana na nim była długa lista imion. Teraz wszystko było już zatarte. Podszedłem bliżej i usłyszałem, że Tenebris szepcze coś niewyraźnie. To były imiona z listy, chociaż nie szło jej już rozczytać, wymieniała je wszystkie po kolei. Po jej policzkach płynęły łzy, więc położyłem dłoń na jej ramieniu. Nie wiedziałem, jak mógłbym pomóc.
  – Chodźmy stąd – zaproponowałem. – Musimy jak najszybciej odnaleźć pozostałych.
  – Racja – odparła, szybko ocierając łzy i zaczęła maszerować. – W tą stronę.


Part 4:

  – Zadowolony? – syknęłam wściekle. – Przeklęta czerwień… Wyglądam tak właśnie, dlatego, że jestem hanyou – przyznałam, dłonie zaciskając w pięści. – Moja matka była łowczynią z klanu Ise, ale dała się omamić youkai. Był jednym z nielicznych tolerowanych w naszej wiosce. Mieszkał w sąsiedztwie od zawsze. Chronił wioskę i pomagał nam, więc przez wieki zyskał zaufanie. Pewnego razu zwiódł moją matkę i tak urodziłam się ja, a po kilku latach zniknął. Opuścił nas. Niedługo później wioskę zaatakowała spora grupa youkai i zginęło wielu wojowników, w tym moja matka. Wszystko dlatego, że on nas zdradził – zakończyłam.
  – I od tego czasu nienawidzisz youkai? – Akura uniósł lekko brwi. – A szkoda, nawet cię polubiłem – dodał, podchodząc bliżej.
  – Nie radzę – zagroziłam. – Może jestem tylko hanyou, może, jako łowca nie mam zbyt dużych szans z nieśmiertelnym youkai, ale nie radzę ze mną zadzierać – stwierdziłam, marszcząc brwi, ale nie posłuchał. – Znam sporo sztuczek.
           Odskoczyłam na bezpieczną odległość i wyciągnęłam naszyjnik, który dostałam od pani Kaede. Nie było nad czym się dłużej zastanawiać. Nieśmiertelny Akura musiał zostać jakoś powstrzymany i tylko rytualny naszyjnik miał szansę go poskromić. Rzuciłam go w górę i zaczęłam szeptać odpowiednią inkantację. Rozbłysnęło światło i naszyjnik zdawał się rozsypać na części, co najwyraźniej bardzo rozbawiło demona, gdyż parsknął śmiechem. Nagle zamilkł, gdy naszyjnik przywarł do jego szyi.
  – Co to? – zaciekawił się. – Co zrobiłaś?
  – Ten naszyjnik zmusi cię do słuchania moich poleceń – oznajmiłam.
  – Nie, no bez jaj. Poważnie pytam – mruknął.

1 komentarz:

  1. Biedny Akura:D Już nie pamiętam, na czym stanęło, ale mniejsza z tym. Rozdział dobry, ciekawy i pozostawiający pytanie, co było dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń