Part
1:
Obudziłam się. Przeciągnęłam
leniwie i ziewnęłam, po czym rrrrozejrzałam po jaskini. Trrris już dawno nie
było, a Hiyorri wciąż smacznie spała. Kotka, jak nic, spierrrdoliła szukać tego
shinigami, bo nie wyczuwałam jej energii w pobliżu.
– Cholerrra – warrrknęłam, wątpiąc czy mogę
zdzierrrżyć kolejnego buca w naszej okolicy.
Ale Trrrris się uparrrła.
Pierrrdolona samarrrrytanka. Wiedziałam, że jej nie powstrzymam, więc
postanowiłam przejść się do naszych sąsiadów. Może po sparrringować się
trrrrochę z Tomoe. Zrrresztą Ban też by się nadał.
Niemniej nie podobało mi się, że ta
cholerrra poszła po ich koleżkę. Myślał, że za wszystko można obwiniać youkai,
a to barrrrrdzo nie prrrawda. Terrraz jednak wolałam się skupić na jakimś
śniadaniu, bo strrrasznie burrrczało mi w brzuchu.
Należało się też odrrrobine
rrrrozruszać, więc wybrrrałam się na polowanie. W tym czasie złapałam kilka
soczystych krrrólików, które oddałam Hiyorri do oporządzenia i upieczenia. Nie
będziemy przecież jeść surrrowego mięsa, jak to powtarzała Trrris. Chodź mi
niespecjalnie to przeszkadzało.
Po śniadaniu rrruszyłam do naszych
sąsiadów, Hiyorrri zostawiając doglądanie jaskini orrrraz jego. Zwłaszcza jego,
bo nie podobało mi się, że wciąż jest u nas. Marrrne były szanse, że w końcu
się obudzi. Zrrresztą to mogło ściągnąć na nas kłopoty, ale przecież Trrris nie
przegadasz, jak się cholerrra na coś uprze.
Nagle poczułam silny wybuch
energii, bez wątpienia należącej do Berith, a gdy wszystko ucichło, nie nigdzie
nie było śladu Trrris. Jej zapach całkowicie zniknął, jak gdyby nigdy jej tu ze
mną nie było.
– Tomoe! – wrzasnęłam.
Part2:
Nie wytrzymałam. O świecie, gdy Ivrel jeszcze
spała, ruszyłam szukać Toshio. Tak tylko dla pewności. Maszerowałam z wolna,
wcinając zerwaną po drodze garść jagód. Nie byłam specjalnie głodna, ale
wyglądały wyjątkowo smakowicie. Słodkie, soczyste owoce na dobry początek dnia.
W końcu natrafiłam na trop. W
powietrzu unosił się słaby zapach shinigami, a ja podążyłam za nim, aż dotarłam
w pobliże polany. Ognisko już dawno zgasło, a czarnowłosy wciąż drzemał, okryty
jakimś skrawkiem materiału. Jakby nigdy nic, przycupnęłam nieopodal, czekając
aż mnie zauważy.
Nie trwało to długo, jak Toshio
wreszcie się przebudził. Przeciągnął ziewając, po czym westchnął ciężko i
zaspany rozejrzał dokoła. W pierwszej chwili w ogóle się nie zorientował. Dopiero,
gdy otrząsnął się z marazmu i rozejrzał po raz drugi, dostrzegł mnie i zerwał
się na równe nogi.
– Spokojnie – powiedziałam. – Nie ma potrzeby
się tak stroszyć. Gdybym chciała ci coś zrobić, zrobiłabym to jeszcze, kiedy
spałeś – dodałam, wzruszywszy ramionami.
– Po co tu przyszłaś?
– Zrobiło mi się ciebie żal – prychnęłam. –
Ale widocznie niepotrzebnie. Radzisz sobie lepiej, niż sądziłam. Gratuluję.
Zobaczymy jak długo jeszcze pożyjesz – rzuciłam na odchodne.
– Czekaj – powiedział. – Miałaś rację.
– Och?
– Znaczy, nie. Nie miałaś – mruknął po
chwili.
– Zdecyduj się – skwitowałam, spoglądając na
niego z ukosa.
– Nie miałaś racji, poradziłbym sobie tutaj.
Chodziłem już na wiele misji terenowych, byłem do tego szkolony – wyjaśnił z
powagą i dodał: – Ale ja też nie miałem racji. Powinniśmy współpracować, a nie
walczyć przeciwko sobie. Teraz naszym priorytetem jest Berith.
– Jeśli przyznasz, że się myliłeś i nie
wszystkie youkai są złe, wtedy ci wybaczę. Twoi przyjaciele czekają na ciebie –
oznajmiłam.
– Nie zrobię tego.
– W takim razie gnij tu.
– Dlaczego miałbym uwierzyć, że youkai nie są
złe? – zapytał. – Nie jesteś troskliwa, jesteś bestią. Przyszłaś się tu
naigrywać, a nie mi pomóc.
– Przyszłam tu wbrew woli pozostałych, bo
myślałam, że płaczesz tu w samotności, a ty…– Zacisnęłam dłonie w pięści. –
Wciąż zamierzasz rzucać w naszą stronę oszczerstwami? Już ci powiedziałam, że
traktuję ludzi tak, jak sami sobie wybiorą. Jeśli chcesz bestię, dostaniesz
bestię – zadeklarowałam. – Dlaczego mam się troszczyć o kogoś, kto mnie obraża.
Dlaczego miałabym to w ogóle tolerować?
Uwolniłam swoją moc, a moje oczy
zalśniły jasnym światłem, gdy złapałam w swoje spojrzenie Toshio.
Part
3:
Jej zielone oczy nagle zaświeciły
się jasnym, chłodnym światłem, a potem widziałem już tylko ciemność. Zupełnie
jakbym trafił do wnętrza własnego umysłu, a jednak było to bardzo przerażające
miejsce. Odczuwałem tak wiele emocji na raz, a zarazem pustkę.
To musiała być jakaś moc Tenebris,
ale naprawdę nie rozumiałem, co zrobiła. Miałem wrażenie, że jest gdzieś,
blisko, że stoi w tej ciemności tak samo zagubiona jak ja. Nie chowała się. Ja
po prostu nie mogłem jej dostrzec.
– Wy shinigami wcale nie jesteście tacy
święci – usłyszałem jej głos, chociaż brzmiało to jakby była bardzo, bardzo
smutna. – Przypomnij sobie – dodała, a przed moimi oczami pojawiły się obrazy.
Wszystkie kłótnie z ojcem, wszystkie
szorstkie słowa. Jego i moje. Wszystkie chwile, gdy żałowałem, że Ban jest nieśmiertelny,
wszystkie momenty zazdrości, zawiści, wszystkie moje starcia z Banem, wszystkie
dni tęsknoty za Hanae i chwile, momenty, gdy chciałem rzucić to w cholerę.
– Czego to niby dowodzi! – krzyknąłem,
starając się zachować spokój, by nie pokazać jej, że te wspomnienia
wyprowadziły mnie z równowagi. I nagle poczułem ciepło, jakby ktoś mnie
przytulił. Otworzyłem oczy, lecz długie czarne włosy, zasłaniały mi widok. –
Co?
– Wiedziałam – usłyszałem. – Wiedziałam, że
kochasz waszą kapitan. Troszczysz się o nią… A ona tego nie dostrzega. To
przykre, ale już dobrze – powiedziała Tenebris, gładząc mnie po głowie. Cały
zesztywniałem. Chciałem ją odepchnąć, wiedziałem, że powinienem to zrobić, a
jednak jej ciepło było tak przyjazne, niemal znajome i uspokajające, że nie
potrafiłem. – Już dobrze. Nie jesteś sam.
– Oczywiście, że nie – zaprotestowałem, lecz
nie ciągnąłem tego dłużej. Ona też sprawiała wrażenie samotnej. – Tenebris?
– Przepraszam… Twoje wspomnienia były smutne
– powiedziała, odsuwając się ode mnie. – Nie mogłam się powstrzymać.
Chciałem coś odpowiedzieć, przerażony wizją,
że mogła w jakiś sposób dotrzeć do moich wspomnień. Zwłaszcza, że patrzyła na
mnie tak, jakby wiedziała już wszystko, przejrzała mnie na wylot. Wtedy jednak
poczułem energię Berith, nie mogłem jej jednak zlokalizować. Zobaczyłem błysk i
w ostatniej chwili zdążyłem tylko chwycić Tenebris za ramię.
Gdy się ocknąłem, byliśmy na jakimś
pustkowiu. To musiała być sprawka Berith. Naprawdę próbowała nas rozdzielić.
Zerwałem się na równe nogi i rozejrzałem dokoła, by zobaczyć Tenebris stojącą
kilkanaście metrów dalej, przy ogromnym głazie. Wpatrywała się w niego z
namaszczeniem.
– To tutaj – wyszeptała i w pierwszej chwili
nie zrozumiałem, o co chodzi. – To tutaj… Tutaj wszystko się zaczęło. Tu była
moja wioska.
Spojrzałem na nią z przerażeniem, a potem na
kamień. Faktycznie zapisana na nim była długa lista imion. Teraz wszystko było
już zatarte. Podszedłem bliżej i usłyszałem, że Tenebris szepcze coś
niewyraźnie. To były imiona z listy, chociaż nie szło jej już rozczytać,
wymieniała je wszystkie po kolei. Po jej policzkach płynęły łzy, więc położyłem
dłoń na jej ramieniu. Nie wiedziałem, jak mógłbym pomóc.
– Chodźmy stąd – zaproponowałem. – Musimy jak
najszybciej odnaleźć pozostałych.
– Racja – odparła, szybko ocierając łzy i zaczęła
maszerować. – W tą stronę.
Part
4:
– Zadowolony? – syknęłam wściekle. –
Przeklęta czerwień… Wyglądam tak właśnie, dlatego, że jestem hanyou – przyznałam,
dłonie zaciskając w pięści. – Moja matka była łowczynią z klanu Ise, ale dała
się omamić youkai. Był jednym z nielicznych tolerowanych w naszej wiosce.
Mieszkał w sąsiedztwie od zawsze. Chronił wioskę i pomagał nam, więc przez
wieki zyskał zaufanie. Pewnego razu zwiódł moją matkę i tak urodziłam się ja, a
po kilku latach zniknął. Opuścił nas. Niedługo później wioskę zaatakowała spora
grupa youkai i zginęło wielu wojowników, w tym moja matka. Wszystko dlatego, że
on nas zdradził – zakończyłam.
– I od tego czasu nienawidzisz youkai? –
Akura uniósł lekko brwi. – A szkoda, nawet cię polubiłem – dodał, podchodząc
bliżej.
– Nie radzę – zagroziłam. – Może jestem tylko
hanyou, może, jako łowca nie mam zbyt dużych szans z nieśmiertelnym youkai, ale
nie radzę ze mną zadzierać – stwierdziłam, marszcząc brwi, ale nie posłuchał. –
Znam sporo sztuczek.
Odskoczyłam na bezpieczną odległość
i wyciągnęłam naszyjnik, który dostałam od pani Kaede. Nie było nad czym się
dłużej zastanawiać. Nieśmiertelny Akura musiał zostać jakoś powstrzymany i
tylko rytualny naszyjnik miał szansę go poskromić. Rzuciłam go w górę i
zaczęłam szeptać odpowiednią inkantację. Rozbłysnęło światło i naszyjnik zdawał
się rozsypać na części, co najwyraźniej bardzo rozbawiło demona, gdyż parsknął
śmiechem. Nagle zamilkł, gdy naszyjnik przywarł do jego szyi.
– Co to? – zaciekawił się. – Co zrobiłaś?
– Ten naszyjnik zmusi cię do słuchania moich
poleceń – oznajmiłam.
– Nie, no bez jaj. Poważnie pytam – mruknął.
Biedny Akura:D Już nie pamiętam, na czym stanęło, ale mniejsza z tym. Rozdział dobry, ciekawy i pozostawiający pytanie, co było dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam